Może to mój fetysz, bo sama jestem pianistką, ale nie mogłam się od tego oderwać i podejrzewam, że byłoby podobnie nawet gdybym nie zajmowała się muzyką. Już pierwszy kadr, pełen symboliki i kontrastu, zaprasza do oglądania dalej i pokazuje klasę. Szczególnie podoba mi się postać pianistki-zbrodniarki, w której pod wulgarną, twardą skorupą kryje się subtelna namiętność.
Dla takich filmów warto żyć. Scena w której dziewczyna wpada w szał na pierwszej lekcji nokautując strażnika z nadwagą a nauczycielka spokojnie wychodzi z więziennej klasy, w tle zaczyna grać muzyka, kobieta odwraca się przez ramię, idzie dalej kilku strażników biegnie na pomoc mijając starą kobietę. Zmiana dynamiki ujęć i teraz widzimy jak strażnicy więzienni biegną na pomoc kiedy wbiegają do klasy dziewczyna jak szalona gra na fortepianie. Przewijałem tą scenę z 4 czy 5 razy. Początek już świadczył jak dobrze warsztatowo będzie to film. A finałowa scena to czyste arcydzieło. Do tego główna bohaterka. Łączenie kadrów z przeszłości kiedy leżała wolna na polanie całując się z kochanką ze scenami szarej, więziennej codzienności to kolejny genialny sposób by zaintrygować. Dawno nie widziałem tak dobrego filmu. Pod każdym względem.
[SPOILER] Spokój tej kobiety w kontraście z jej wewnętrznymi emocjami był tak silnie zaakcentowany podczas ostatniej sceny, kiedy dziewczyna gra, a kobitka gra na kieliszkach. Czuje się dokładnie to samo. Siedzisz bez jakiegokolwiek drgnienia, a w środku tornado. Piękna rzecz. Może i są błędy rzeczowe...
Obce mi pianino jako tworzywo służącego do osobistego przekazu emocji, ale coś w nim jest cholernie urzekającego. Ogólnie "Pianista", "Pianistka" czy "Cztery minuty" - każdy ten film dziwnym przypadkiem jest zniewalający...
A Hannah Herzsprung tą rolą powala. W "Lektorze" w tej epizodycznej roli jest tak dziewczęca i delikatna, wyważona w uczuciach, a tutaj... spazmy.