Trudno porównywać go do Szeregowca Ryana, bo to zupełnie inne kino wojenne. Owszem jest akcja, strzelają, ale przecież to tylko pretekst do tego, aby pokazać różne postawy japońskich żołnierzy - od tępego fanatyzmu, po praktyczne tchórzostwo... Oczywiście postawa głównego bohatera, generała Tadamichi Kuribayashi, robi największe wrażenie - jego wierność japońskiemu kodeksowi honorowemu, ale nie fanatyczna, lecz z dużym dystansem, w pełni świadoma, pozbawiona ślepego fanatyzmu. To coś zupełnie nowego. Chyba nikt w kinie wojennym nie przedstawił tego w ten sposób. Owszem, znamy heroiczną a zarazem zdystansowaną postawę żołnierza w kinie zachodnim, znamy w kinie polskim (np. "Hubal"), ale w samurajskiej tradycji japońskiej to zupełna nowość.
Eastwood znalazł dobre wytłumaczenie dla takiej postawy - pobyt głównego bohatera w USA i przesiąknięcie amerykańską kulturą.
Zauważyłem, że Eastwood polubił, aby jego bohaterowie żyli na styku kultur. Innym przykładem kogoś takiego jest Kowalsky - główny bohater "Gran Torino" (Amerykanin polskiego pochodzenia - kombatant z Korei; tam mamy zderzenie jego postawy z azjatyckim pacyfizmem).
W ogóle kino Eastwooda pod koniec życia zrobiło się bardzo wyrafinowane!