Zwłaszcza na dni depresji. Doskonały pod każdym względem. Muzyka, rewelacyjna. Czyż nie widać w tym filmie jak amerykanin jest zafascynowany sztuką europejską? Malarskość wizji , swoboda w operowaniu środkami wyrazu, rewelacyjne dobranie aktorów. Śmiem twierdzić, że dla mnie to najlepszy film Terry Giliama. Momentami senno-oniryczny, fantazja przeplata się z rzeczywistością, absurdem i hiperrealizmem.
To tak jakbyś my zajrzeli do cudownego schizofrenicznego umysłu samego Barona Munchausena. Czyś nie jest wspaniałą scena gdy Śmierć zabiera jaśniejącą perłę życia z usta barona? Lub gdy jest on grzebany w tak utworu Mozarta - Lacrimosa, część jego doskonałego Reqiem.
Pochylam w pokorze głowę przed dziełem wybitnym, niedocenionym nawet przez jego kreatora.
Salut.
Na twórczości Terrego Gilliama spory wpływ wywarł "Baron Prasil" z 1961. Być może ten film to hołd, lub próba zmierzenia się z czeskimi filmowcami. Pokazanie sobie i światu, że animator z Monty Pythona nie jest naśladowcą, lecz artystą który wypracował własny styl.
Fabularnie przypomina połączenie wcześniejszych "Bandytów czasu" z późniejszym "Parnassusem", jednak staranność z jaką zrealizował ten film jest najwyższa.