No właśnie, mało kto to dostrzega, a to przecież najjaśniejszy punkt filmu. Stu procentowy stereotypowy aszkenazyjczyk rodem z Galicyjskiego sztetla ma w swoim sklepie ludożerną roślinę. Na dodatek fantastycznie zagrany przez Mela Wellesa. Nawet ten nieszczęsny slapstick w jego wykonaniu (scena z nogą) ma mnóstwo uroku. Bardzo jasny punkt w dosyć średniej ramotce. Swoją drogą to też pokazuje jak beznadziejne jest nasze środowisko miłośników kina klasy b, które skupia się na tekstach zmutowanej muchołówki i przeszarżowanej scenie Nicholsona.