Oglądając "Skok w pustkę" wprost nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oglądam bohaterów "Pięści w kieszni" ok. 20 lat później. Podobna nerwowa i duszna atmosfera, na celowniku znów mieszczanie - zakłamani, obłudni, dbający tylko i wyłącznie o pozory; na pierwszy rzut oka idealni, po lepszym poznaniu - godni pożałowania... Do tego, ciążące nad wspomnianymi bohaterami widmo choroby psychicznej, doprowadzające ich do prawdziwego szaleństwa. Mauro i Marta nie mają już jednak dwudziestu, a czterdzieści lat (tak mi się przynajmniej wydaje), toteż muszą stawić czoła innego rodzaju problemom - kryzys moralny młodości został wyparty przez kryzys psychiczny wieku średniego. Robią więc rachunki i podsumowania, dokonują swoistego bilansu życiowego. Problem w tym, że wynik znów nie napawa optymizmem... Jednak przez te dwie dekady wszyscy zdążyli dojrzeć - nie tylko bohaterowie, ale i sam Bellocchio. W porównaniu ze "Pięściami w kieszeni", "Skok w pustkę" jest bowiem filmem o wiele bardziej stonowanym, nie tak intensywnym i agresywnym, a jednocześnie głębszym i powalającym z jeszcze większą mocą.