No teraz sobie przypomniałem... To jest przykład filmu o którym się mówi i pisze, że pomysł był, ale realizacja to zmarnowany potencjał. Nawet jeśli wykorzystuje się sprawdzone (czytaj bezpieczne) schematy. Wesley Snipes drażni i irytuje swoją manierą aktorską cały czas potwierdzając, że pomylił plany filmowe. Brakuje też takiej typowo anglosaskiej atmosfery, klimatu, maniery, tego szczególnego rodzaju humoru, ironii, zdystansowania. Nagle w ten uporządkowany świat wkraczają z arogancją, butą i nonszalancją amerykańscy agenci. Emily i Ballard grają przyzwoicie, może nawet charakterystycznie ratując ten film od pewnej katastrofy. Jeszcze ten montaż spowalniający w kluczowych scenach akcję...