Pierwszy raz trafiłem na serial, który tak nijak się zaczyna, tak pięknie rozkręca i tak trzyma w napięciu w ostatnim sezonie. Trafiłem na niego siląc się, na znalezienie czegoś nowego, z czym mógłbym spędzić trochę czasu. Praktycznie w żadnych polskich zestawieniach nt. seriali, nie przewijał się ten tytuł. Ot – ślepy traf i taki fart!
Początek jakoś szczególnie nie zachwycał. Postać Raylana, zrealizowana w formie Lucky Lucka, nie tyle, że nie zachęcała, ale wręcz nawet odpychała. Kroiło się na tani szajs pokroju „Strażnika Teksasu”. Wystarczyło przeboleć kilka pierwszych odcinków, utrzymać się do końca sezonu i wejść w drugi… Każdy kolejny, to wręcz serialowa poezja. Świetnie narysowane postaci, genialne zwroty akcji, perfekcyjnie oddany klimat lokacji i relacji, całkiem dobrze napisane dialogi, i fenomenalny Walton! Bywały dni, że pochłaniałem po 4-5 odcinków – jeden za drugim. Teraz szukam kolejnego – tak niepopularnego, a tak dobrego!
Też na początku nie byłem zachęcony, ale po kilku odcinkach, gdy pojawił się główny wątek i serial przestał być proceduralem, mocno się wciągnąłem. Nie pamiętam, po którym konkretnie odcinku, ale postaraj się obejrzeć przynajmniej pierwszy sezon. Jak do tego czasu się nie wciągniesz, to daj sobie spokój. Ale myślę, że wsiąkniesz, a dalej jest już tylko lepiej.